niedziela, 19 kwietnia 2015
początek
Ależ jestem wściekła, …minął kolejny dzień, a przesyłka nadal do mnie nie dotarła. Kolejny dzień, kiedy moja praca stoi w miejscu. Podchodzę do biurka i patrzę na posegregowane kamyki na tacce, sześcio i czteromilimetrowe kwarce „patrzą” na mnie skrząc się w promieniach słońca wpadające przez uchylone okno. Przed oczami mam zarys gotowych z nich kolczyków- ehhh! Wzdycham- gdybym miała już ten drut, mogły by być już gotowe- mówię do siebie w duchu. Mogłabym zrobić zdjęcia i wstawić „blask” do galerii, pogoda jest cudowna do robienia dobrych zdjęć. Choć nie ma jeszcze dziewiątej słońce jest już na tyle wysoko, by delikatnie rozgrzewać moje ramiona i dekolt, które skąpane są teraz w jego promieniach…. Miło, bardzo miło, upajam się tym błogim stanem zapominając o mojej irytacji z braku srebrnego surowca.
…………………………………………………………………………………………………………….
Dopijam kawę przeglądając w laptopie stan mojego konta, kiedy przez otwarte okno dobiega do mnie pisk, a potem szczery dziewczęcy chichot… Elena! Wstaję i wybiegam na zewnątrz. Wysoka ciemnooka brunetka wstaje z kamiennych schodków prowadzących na drewniany mahoniowy podest i otrzepuje jasno niebieskie dżinsy z kolan.
- Mia, ja się tutaj kiedyś zabiję- piszczy w szczerym uśmiechu, przytula się do mnie całując w oba policzki na powitanie. Wygląda pięknie, inaczej niż ostatnim razem, bardziej seksownie, odważniej w ubiorze i uczesaniu, widać w tym „pazur” i naprawdę do twarzy jej w tym.
- opowiadaj Mia- zwraca się do mnie odstawiając filiżankę upitej do połowy kawy na stolik, patrząc uważnie w moją stronę- jak tam Twoje świecidełka?, jak tam Twój mały biznes?- ponagla mnie zaciekawiona. Wzruszam ramionami zrezygnowana i trochę załamana tym wszystkim. Co mam jej powiedzieć?, że nic nie idzie po mojej myśli?.... czuję irytacje…
W ciszy zmywam talerze w zlewie- tak, nie mam zmywarki- zakręcam kurek. Elena siedzi z podciągniętymi kolanami do brody na sofie na środku salonu i nagle rzuca
- Mia, a może przemyślisz to, o czym mówiłam Ci ostatnim razem?- spoglądam na nią niespokojnie, prawdę mówiąc zapomniałam o tym, może dlatego, ze pomysł wydawał się zupełnie nie dla mnie, miałam bowiem swoja wizję zarabiania dobrych pieniędzy w moim raczej hobbystycznym zawodzie, niż wyuczonym- wiem, ze dałabyś radę kochanie, a biżuteria przecież wcale nie ucierpiałaby na tym. Masz debet na koncie i jeśli nie zajmiesz się czymś…- jej głos zatrzymuje się na chwilę- czymś tak jakby na krótkie stałe będziesz w niezłych tarapatach.- miała rację, jeszcze chwilę, jeszcze moment, a minus na moim koncie nie tylko ściągnie mnie do parteru i będę miała „Kruka” na karku, ale i na zawsze zamknie mi drogę do otworzenia mojej galerii stacjonarnej z wszelakim rękodziełem biżuteryjnym- pomyśl, co pójdziesz robić do biedry na kasie, za półtora tysiąca miesięcznie?, musiałabyś robić z pół roku by zlikwidować debet, a gdzie reszta? Życie?...- miała rację, ponownie przyznaję w duchu. Trochę zagalopowałam się w swoich marzeniach zapominając, że w kraju, w którym dane mi jest istnieć, żyć, nie tak łatwo jest wybić się ze swoimi pomysłami i piąć w górę na tyle szybko, by kasy starczało od pierwszego do pierwszego.
- Mia, odwagi skoro ja odnalazłam się w tym wszystkim bez praktyki, to Ty nie powinnaś mieć z tym problemów, żadnych! Problemów. Wiem…, że źle Ci się kojarzy- ciągnie dalej uśmiechając się lubieżnie- ale uwierz, nie pracuję jako kobieta lekkich obyczajów, nic z tych rzeczy- głośno wzdycha i przewraca oczami- choć czasem aż mnie świerzbią rączki- uśmiecha się błądząc myślami gdzieś daleko. Jej świat, ten teraźniejszy jest dla mnie taki obcy. Kiedyś mówiłyśmy sobie o wszystkim, teraz, ponieważ zobowiązała się do zachowania tajemnicy, mówi niewiele, tylko pobieżnie…. Mogę się jedynie domyślać co tak na prawdę robi, albo puścić wodze fantazji, która…
Przez moje ciało przebiega dreszcz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz