niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział I

Nie wierzę, że to robię, nie wierzę… Otwieram starą, z litego drewna szafę, którą odziedziczyłam w spadku po mich śp. Pamięci dziadkach, nota bene tak samo jak ten cały domek na obrzeżach Warszawy i wyciągam najlepsze dżinsy jakie mam, które kupiłam w H&M, białą, zapinaną na guziki bluzkę, taką zwykłą, koszulową i białe conversy. Pośpiesznie ubieram się patrząc na zegarek, mam niecałe dwie godziny by dotrzeć na miejsce spotkania z Ell. Przeglądam się w lustrze wiszącym na wewnętrznej stronie drzwi, wyglądam nieźle. Miałam dobry pomysł by kupić je mimo, że po obniżce i tak kosztowały dla mnie majątek. Ładnie przylegają do mojego ciała, opinając mi tyłek, uda i łydki kończąc się chwilę przed kostkami. Rurki… kto by pomyślał, ze kiedyś będę w takich chodzić?. Zawsze miałam proste, dosyć szerokie nogawki przykrywające niemalże połowę butów. Moje włosy układają się w idealnym nieładzie, wysuszyłam je lekko targając dłonią kierując je wszystkie do przodu, dzięki temu nawet nie długie baczki ładnie układają mi się po bokach twarzy… chłopczyca, typowa chłopczyca, uśmiecham się do swojego odbicia- panno Jankowska „ tousled pixe”, to najlepsza fryzura jaką mogłaś wybrać- mówię do siebie zadowolona z tego co widzę. Ponieważ nie miałam okazji być tego roku w solarium nakładam na twarz fluid, robię odważne kreski wokół oczu, podwijając je nieco do góry po ich zewnętrznych kącikach, nakładam cień do powiek, a na końcu tuszuję rzęsy. Wow!.. ten tusz jest rewelacyjny, podkręcił je niesamowicie i pogrubił, wyglądam jakbym je sobie dokleiła i potraktowała zalotką. Na koniec jeszcze delikatny odcień różu na kości policzkowe i bladoróżowy błyszczyk do ust. Jestem gotowa. ……………………………… Droga przez Warszawę minęła dosyć szybko, Elena czekała już na mnie w umówionym miejscu. Miała na sobie czarne legginsy, różową na ramiączka bluzeczkę i paseczkowe sandały na wysokim obcasie, -ależ Ona ma długie, wysmukłe nogi- pomyślałam, szczerzyła się do mnie Bóg wie co w tej chwili myśląc. - wyglądasz zjawiskowo Mia, fantastycznie!- wykrzyknęła, po czym objęła mnie ramieniem cmokając w policzek na powitanie. Bardzo się denerwowałam kiedy z za zakrętu wyłonił się czarny Saab z przyciemnianymi szybami. Jedziemy w ciszy jakieś piętnaście minut, po naszej prawej rozciąga się las Kabacki, nigdy nie byłam w tej części Ursynowa. Skręcamy w prawo w jakąś chwilkę jedziemy między drzewami, jest tak spokojnie i cicho. Dojeżdżamy na miejsce, brama otwiera się automatycznie, droga wyłożona jest czerwoną kostką, która prowadzi do pięknego, bardzo nowoczesnego domu, oszklonego od parteru po koniec pierwszego piętra. Mijamy duże wejściowe drzwi znajdujące się po środku budynku i kierowca objeżdża dom dookoła zatrzymując Siena jego tyłach. - jesteśmy na miejscu Mia, chodź- odzywa się Ell. Wysiadając żegna się uśmiechem z kierowcą, po czym prowadzi mnie za rękę do środka.- wejście, które mijałyśmy jest dla gości- informuje mnie i podekscytowana ciągnie mnie dalej z wielkim bananem na twarzy.- tutaj jest nasza część, zobaczysz spodoba Ci się. …………………………………… Siedzę w wygodnej sofie w pomieszczeniu przypominającym salon, Elena gdzieś znikła, rzuciła tylko „…czekaj na niego, on się Tobą zajmie… głowa do góry…” i już jej nie było. Spojrzałam na zegarek w telefonie i mnie olśniło, cholera jasna Ell zaczęła pracę i nie dogadałyśmy się w kwestii mojego powrotu do domu. Korzystając z okazji, że jestem sama rozglądam się po pokoju, jest widny dzięki takim samym dużym oknom od podłogi po sam sufit, jak w przedniej części budynku, ubrane w lejące śnieżnobiałe firany, na jasnym parkiecie w rogu stoją trzy wyrośnięte draceny, a obok okrągły, szklany stolik z tacą zapełnioną szklankami, tuż za nią woda mineralna, domyślam się, że gazowana i niegazowana widząc dwie butelki. - Wody Panno Jankowska?- wzdrygam się, słysząc męski, ciepły głos dobiegający od strony drzwi. Odwracam wzrok i nie wierzę własnym oczom. Zbliża się do mnie wysoki, wysportowany mężczyzna, mający mniej, więcej 32- 35 lat. Ubrany w poprzecierane granatowe dżinsy, białą rozpinaną koszulę i skórzane, czarne półbuty. Jego kasztanowe włosy, krótkie po bokach i nieco dłuższe na środku postawione do góry, błyszczą w słońcu wpadającym przez okno. Jego twarz, opalona i pokryta kilkudniowym zarostem wykrzywia się w uśmiechu, a ciemnoniebieskie, prawie granatowe oczy nie spuszczają ze mnie wzroku. Dochodząc do mnie wyciąga rękę, kątem oka zauważam delikatny tatuaż wyłaniający się z pod mankietu koszuli na wewnętrznej stronie nadgarstka. Nie jestem w stanie przyjrzeć mu się dokładnie bo delikatnie ściska mi dłoń na powitanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz